Wprawdzie seria z Hogwarts Legacy już została zakończona, a i konkurs na kopię gry rozwiazany, nie da się jednak ukryć, że Dziedzictwo Hogwartu porwało serca fanów uniwersum i okazało się nie tylko miłą niespodzianką, ale i całkiem dobrą grą. Toteż pozwólcie, że podzielę się z wami moją recenzją Hogwarts Legacy.
Odrobina magii…
Hogwarts Legacy, wraz ze swoją pierwszą zapowiedzią, robił wszystko, by zapalonych fanów utwierdzić w przekonaniu, że to rzeczywiście gra kierowana do nich. Świat gry, osadzony znacznie wcześniej niż w którymkolwiek wcześniej realizowanym medium, bo w XIX wieku, robił wrażenie przekonującego, zbudowanego z dbałością o najdrobniejsze detale. Historia miała zostać opowiedziana z głową i na tyle umiejętnie, by zapewnić o magicznym elemencie, którego w iście potterowskiej opowieści zabraknąć nie mogło. Wciśnięcie się w miejsce na osi czasu, wcześniej nieeksploatowane, okazało się manewrem genialnym, a sama gra, mnie przynajmniej, zaskoczyła bardzo pozytywnie. Wprawdzie nie jest to tytuł wybitny, ale jako swoisty „light RPG” absolutnie nie ma się czego wstydzić.
Revelio!
Największe z moich obaw, oczekując premiery Hogwarts Legacy, kierowałem ku fabule i walce. Niesłusznie, bowiem gra niezwykle szybko pokazuje, że jest na obu płaszczyznach całkiem solidna, zwłaszcza, gdy mowa o potyczkach. Używanie czarów, sam system ich uczenia, ale i zastosowanie do poszczególnych walk i sytuacji w ich trakcie, jest doskonale przemyślane i zbudowane. Każdy z czarów ofensywnych i defensywnych okazuje się realnie przydatny i, w zależności od sytuacji na polu walki, stanowić może o naszym być lub nie być. W zależności od tego jak bronią się wrogowie, albo jak atakują, dostosowujemy swój arsenał w locie, co może brzmieć chaotycznie, ale w rzeczywistości jest przemyślane, intuicyjne i proste jak budowa cepa. Smaku całej uczcie wymiany ognia dodaje fakt, że zaklęcia są nie tylko efektywne, ale i efektowne. Dbałość z jaką przygotowano animacje rzucania ich, czy reakcje wrogów, ciskanych w rozpadające się na kawałki otoczenie, cieszy oko i dodaje całości finezji, co sprawia, że czujemy się jakbyśmy naprawdę wskoczyli w buty obiecującego ucznia Hogwartu, który niesie ze sobą gigantyczny potencjał i talent.
Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie system minigier, zadań pobocznych i wszelakich innych aktywności w świecie gry. Przypomniał mi odrobinę grę innego studia ze słowem Avalanche w nazwie, mianowicie Mad Max. Kto grał ten zrozumie, gdy wyjawię dlaczego.
To bowiem świat pełen drobnych zadań, zagadek i sekretów, który szybko wciągnie nas niczym dobry odkurzacz. Prędko przekonamy się, że z nich wszystkich płynie niezwykła satysfakcja, nie tylko dlatego, że są ciekawie zaprojektowane i cechuje je zróżnicowanie, ale i oferują najrozmaitsze nagrody – od nowych ulepszeń, przez przedmioty kosmetyczne, po usprawnienia rozgrywki, takie jak chociażby zwiększenie miejsca w ekwipunku. Co ciekawe, większość z nich jest na tyle gęsto rozłożona po świecie i na tyle intuicyjna, że nie odrywają nas niepotrzebnie od podjętego wcześniej zadania, a stanowią raczej miły dodatek na te pół minuty przerwy, byśmy raz dwa odblokowali skrywany za drzwiami sekret, czy kolejny punkt na drodze ku zaliczeniu podjętych wyzwań. Zadania poboczne też kryją wiele ciekawych zabiegów. Kilka z nich to proste minigry, odnoszące się do umiejętności nabytych wcześniej na drodze samouczków, ale większość rozwija pomniejsze wątki niezwykle ciekawych postaci pobocznych. To właśnie owe postaci stanowią o tym, że ten świat przedstawiony jest przekonujący i zdaje się żyć własnym życiem. Uczniowie mają własne problemy, a mieszkańcy osad i wiosek otaczających Hogwart borykają się z plagami goblinów, kłusowników, czy gangów. To naszym zadaniem jest brać czynny udział w życiu społeczności, której staliśmy się częścią w chwili przyjęcia do Szkoły Magii i Czarodziejstwa i, przyznam szczerze, powinność tę wykonuje się diabelnie przyjemnie.
Jesteś czarodziejem, H…Kaftann!
Ano jestem i to nie byle jakim. Zaprawdę magicznym doświadczeniem jest móc wskoczyć w buty, a właściwie w szaty ucznia Hogwartu i stać się częścią tego wyjątkowego świata, który dla tak wielu osób jest przeogromną częścią dzieciństwa. Fakt, jak w każdej grze z otwartym światem, wkradają się nudniejsze z lekka zadania poboczne, ale gdy wsiąkniemy w eksplorację, okaże się, że każde miejsce, w którym znaleźć możemy sekrety i ulepszenia dla naszej postaci, jest na swój sposób unikalne i magiczne. Gra doskonale balansuje wielkość mapy z ilością aktywności, nie przytłaczając, a jednocześnie zapewniając, że ciężko o nawet minutowy spacer bez zauważenia na minimapie czegoś ciekawego do odkrycia, odblokowania, czy zdobycia. Łamigłówki i sekrety również są niezwykle pomysłowe i cieszą, zwłaszcza, gdy same w sobie są często przemyślanymi zabiegami, które mają rozbudzić w nas nostalgię. Jednym z takim przykładów jest chociażby zagadka, w której, nie zdradzając nazbyt wiele, odegramy główny motyw muzyczny z Harry’ego Pottera.
Jeśli więc lubicie to uniwersum, to wierzcie mi, Dziedzictwo Hogwartu jest grą szytą na wymiar dla was. To tytuł, który spełnił moje najśmielsze oczekiwania i zaspokoił wszelakie potterowskie potrzeby. To tytuł bardzo dobry, który zasłużył na sequel w przyszłości. Preferowalnie jednak z bardziej rozbudowanym tworzeniem postaci i nieco lepszą siecią relacji między postaciami, bo choć są one ciekawe, to brak interakcji między nimi sprawia, że nie tworzą one tak spójnej całości jak chciałoby się by tworzyły. Wszak to właśnie stanowi o tym, czy świat przedstawiony jest przekonujący, czy nie. Ten uczniowski, gdy mowa o naszych szkolnych przyjaciołach, jest, ale mógłby, biorąc chociażby przykład z materiału źródłowego, być bardziej. Znacznie bardziej. Niemniej, Szkoła Magii i Czarodziejstwa czeka otworem, a ja nie mogę zrobić nic innego jak polecić wam udanie się do niej z czystym sumieniem.
Gwoli ścisłości, jakby ktoś pytał, swoją kopię gry zakupiłem sam i Hogwarts Legacy ogrywałem na PlayStation 5. Uniemożliwiających rozgrywkę przeszkód nie uświadczyłem. Postaciom niekiedy podwijały się dziwacznie szaty, ale to pewnie nie błędy fizyki, tylko niezrozumiała dla pomniejszych umysłów XIX-wieczna moda.
1 komentarz
Pomijając kilka błędów gramatycznych(?) i oglądając tylko jakieś urywki z tejże gry, jestem w stanie się zgodzić. Chociaż nie znam gry zbyt dobrze, wyglądała na produkcję dobrą, chociaż czasem, nie kłamiąc, sztuczną. Przychodziła mi na myśl czasem Andromeda, kiedy widziałem smutne twarzyczki uczniaków, stojących nieruchomo patrzących na siebie wzajemnie z wymuszonymi dialogami rodem z Ukrytej Prawdy.